Etiquetas

2015/10/29

Sinoniebieski.

Nie wiem, gdzie zmieniają się te kolory. Jestem prawie pewna błękitu nieba – ale widzę tę szarość, tę biel, nie wiem już, nie potrafię i nie wiem dlaczego i jak wyznaczać granice.

Zbyt wiele zresztą w nas i wokół nas granic.

Białe plamki kwiatów jak konfetti czy podarte listy, przecież nawet one łączą się roztańczonymi odwłokami zapylaczy, fruwającym pyłkiem, nawet one roznoszą się w zapachu, zlewają z zapachem mokrej ziemi, krwawiących brzóz, z tą sinobłękitną tęczą górskiego horyzontu. Jeśli wydaje ci się, że cokolwiek z tego istnieje osobno – spójrz jeszcze raz.

Pomiędzy tym wszystkim umieram ze szczęścia. Do niczego nie tęsknię. To jest bardzo piękna, niesamowicie rzadka sprawa, wiesz – nie tęsknić. W jednej chwili, miejscu, nie pragnąć innych. W jednej podróży nie planować kolejnej. To nie jest wcale takie oczywiste, to jest właśnie ta chwilka, w której stronę nie da się iść, a do której przecież nieustannie się dąży:

goniąc za wszystkim i chcąc wszystkiego zdać sobie nagle sprawę, że niczego więcej nie potrzeba, niż właśnie ta obecna, wcale nie spektakularna chwilka.

Ta chwilka, która tak nudzi innych, o której nie da się dobrze opowiedzieć. Nie goni mnie Wielka Stopa. Nie przebijam się przez andyjskie zarośla. Nie czołgam się przez śnieżną zamieć w stronę ostatniej stanicy. Ta chwilka, o której nikt nie chce słuchać.

Ten spokój, w którym wszystko niby ma swoje własne, niezwiązane z niczym pochodzenie, znaczenie czy inne bycia wytłumaczenie, a ty jesteś środkiem świata i w tobie cały ten pozornie podzielony bajzel łączy się w najbardziej spójną całość.

Więc jako rozbujany w hamaku środek świata myślę sobie bezmyślnie o wszystkich bujających się ze mną nitkach połączeń. Wszystkie piękne światy ze sobą kołyszę.