Etiquetas

2013/01/07

La Paz, Copacabana, Isla del Sol.

La Paz jest glosna, brudna i strasznie skomplikowana. Agresywni pijacy, kukly-wisielcy (ostrzezenie przed sasiedzkim samosadem), soroche, kurz i krzyk i tylko by uciekac -
gdyby nie to, ze taka jest piekna, ze taka jest pelna, zywa, ze tyle tu wszystkiego i wszystkich.

Sa cmentarzyska sloni. Obskurne pokoje, ktore wynajmuje sie na kilka dni razem z wiadem alkoholu i wiadrem na wymiociny, pije do skutku czyli do smierci.

Sa budowy, ktorych pomyslosc zapewnia sie zakopujac biale lamy albo pijanych bezdomnych.

Sa targi, na kazdym z nich strefa czarownic, suszone plody lam i ziola na wszystko.

Sa domy jak dom J. i M., z pietrem dla CouchSurferow i pieknymi ludzmi podrzucajacymi pilki i pomysly.

Jest duzo historii, duzo zamieszania. Jak to w ogole w slowa wsadzic.

Uciekamy predko zostawiajac na przeczekanie ciezsze czy mniej potrzebne graty. Nad Jezioro Tititaka, w inny swiat, w swiety spokoj.

Copacabana, Wyspa Slonca - cale piekno i wszyscy hipisi kraju, zdaje sie. Noclegi za cztery zlote w domu pelnym zonglerow, klaunow, muzykow i innych bezdomnych. Piekne noce z gitarami, bebnami.

Male, zimne miasteczko. Mala, deszczowa wyspa. Piekna wyspa na Jeziorze Titikaka. Zdzieramy nogi, przemaczamy swetry, zyjemy o koce, chlebie i winie. O ludziach i nadziejach.

Potem do przodu w strone granicy. Do Peru, gdzie wszystko jest bardziej czyste, bardziej zrozumiale, takie dla ludzi i jakby troszke nudne.

No hay comentarios:

Publicar un comentario