Etiquetas

2013/04/11

Chile, czyli jak i po co wyjechac z kraju?

Mowili mi tak: ze ten kraj jest do niczego, ze ludzie straszni materialisci, ze natura wycieta i wytluczona, ze juz lepiej wracac do Europy, niz wjezdzac do Chile, ze jak juz musze wjezdzac, to i tak po dwoch tygodniach uciekne.
Tak mi mowili - i nie wiem, skad wyciagneli te historie.

Nie moge sie wydostac z kraju, nie moge sie wydostac przepieknie. Kraj zaczal sie pustynia, litrami wina w zawsze pelnym domu posrodku tej pustyni, wielkimi ciezarowkami wiozacymi mnie przez burze piaskowe, zatrzymujacymi sie na schowanych plazach, zaczal sie trabami powietrznymi, lwami morskimi, drgajacymi plytami tektonicznymi.

I tak sie pieknie rozlal w upalne, puste latem Santiago. W nasza mala Kolumbie, mowienie gitara, mowienie do roslin, mowienie roslinami.  W domy z kolorowej blachy, w pachnace sola, pijane i brudne Valparaiso. W ucieczke na poludnie - na prawdziwe poludnie, cofajace sie, lamiace sie lodowce - nie ma nic smutniejszego, niz dzwiek lamiacego sie lodowca - w las deszczowy u czola lodowca, w siedem kilo straconych na pustych drogach, do ktorych szczesliwie nie siega asfalt, ale siega nalca, siegaja wodospady i wilgotne psie pyski.

Jade niby sama, ale przeciez nigdy sama. Ktos mnie podwozi, ktos mnie zaprasza, z czyjegos domu przez tydzien nie chce sie wynosic, z czyjegos domu wypedza mnie tylko lodowaty wiatr, ktory juz swiszczy, juz straszy odcieciem drog, zamarznietym namiotem. Ktos mnie karmi, ktos mi spiewa, mowi, ktos pisze, ktos sie przez przypadek spotyka w kogo innym domu, na srodku ulicy, lasu, parku, plazy.

Jade niby na polnoc, ale ta polnoc sie przeciaga i odklada, sie zamienia w jeszcze kawalek poludnia, w jeszcze troche czasu w centrum, w moze jednak zostane tutaj. Zrywam jakies owoce z jakiegos krzaka, w jakims miescie jakies bransoletki sprzedaje za ryz i herbate, co jakis czas cos mowie o pracy jakiejs. Ale skacza delfiny, lodzie zabieraja mnie na stopa na mgliste wysepki, w waldiwijskiej dzungli kwitna copihue i alerce, wszystko zatrzymuje i wszystko troszke popycha do przodu.

Nie moge sie wydostac, nie moge sie zatrzymac - i naprawde ciezko, zeby bylo jeszcze lepiej.

No hay comentarios:

Publicar un comentario