Etiquetas

2015/06/28

Moje dziecko idzie do adopcji, albo: życie bezpańskie.

Jest tak:

Prawie dwa lata temu, przy okazji bycia Gdzieś i poznania Kogoś, poznałam Psa. Zaczęłam bywać Gdzieś częściej, żeby jak najczęściej bywać z Kimś. Coraz częściej spotykałam więc Psa i coraz więcej szlaków i poza-szlaków deptaliśmy wspólnie (Pies i ja).

Pies pojawił się Gdzieś, to jest w jednej chacie na szlaku, gdzie mieszkał Ktoś i pomieszkiwałam ja, bo podrzucił go tam turysta. Wcześniej Pies mieszkał w bloku i po dziesięć godzin dziennie czekał na "właściciela" przed tym blokiem przywiązany. Pies, wypada tutaj zaznaczyć, jest hiperaktywnym haszczakiem.

Tak więc Pies mieszkał sobie w chacie, biegał po lesie, wilkom kości podkradał, suki-medalistki podstępem zapładniał i w ogóle był strasznie szczęśliwym psem.

Potem Pies zniknął, a Ktoś nie pozwalał mi go szukać, rozlepiać plakatów, "bo przecież na pewno go wilcy zjedli". Wilcy go jednak na szczęście nie zjedli i po dwóch miesiącach Pies objawił się porwany przez podleśniczego z okolic Gdzieś. Został więc na powrót odbity.

W międzyczasie Ktoś stracił pracę Gdzieś i zszedł ze swojej lesistej górki do najbliższej lesistej wsi, a ja i Pies złaziliśmy tam, gdzie on. I siedział Pies z nami we wsi pod Gdzieś, to znaczy z Kimś jeździł na rowerze, a ze mną dalej po górach i dolinach łaził i łapy w Sanie moczył i sierści na pluszaki dostarczał.

W kolejnym międzyczasie postanowiliśmy z Ktosiem założyć stado i zbudować mu dom, w związku z czym przenieśliśmy się (Ktoś, Pies i ja) w inne góry, gdzie była dla nas tymczasowa praca i tymczasowe mieszkanie. Dojechał nawet do nas Kot i tak sobie w czwórkę ciułaliśmy pieniądze i pomysły na domek na kurzej łapce, co by nas pomieścił pięknie.

Żeby z ciułanych nie odejmować, Ktoś zaczął wyjeżdżać, żeby zarabiać własne pieniądze. Stado okresowo się zmniejszało do trzech sztuk: Kota, Psa i mnie. A jak się zmniejsza, to się zacieśnia, wiadomo.

Nigdy się tego nie spodziewałam, ale pewnego ranka obudziłam się będąc już Psią Mamą. No nic na to nie poradzę.

Pominąwszy wszelkie zawirowania, winy, racje i bójki o opiekę nad Psem, pewnego dnia Ktoś się wyprowadził, a ja znalazłam Psa przywiązanego przed domem. Że niby mam mu znaleźć Dom nowy. Że niby sama to zaproponowałam.

Że niby on nie może. Się zajmować. Że niby ja jestem niestabilna geograficznie i nie mogę. Go ciągać ze sobą. Że niby on nie ma gdzie go trzymać. Że niby ja nie zarabiam nawet na własne utrzymanie. Że niby Psa jest ciężko podrzucić komuś na chwilkę. Że niby powinien mieć dobre warunki. Że niby szukałam, błagałam, kombinowałam, ale nie mógłby ze mną Pies tam, gdzie ja chcę. Że niby siedziałby przywiązany i ja bym przywiązana siedziała.

Że niby lepiej będzie go oddać.

I szukałam i znalazłam. Dobrych ludzi, co pomagają. Popieprzonych ludzi, co chcieli go zabrać do hodowli. Dziwnych ludzi, co mają, a nie lubią haszczaków. Wspaniałych ludzi, którzy zdecydowali się go wziąć - i którym ja zdecydowałam się go oddać.

I umieram. I rozpaczam. I obijam się o ściany i nie mogę odczepić się od Psa i żadne rozstanie nie było tak trudne. Ludzie odchodzą - i zwykle na dobre to wychodzi. Zwierzaki...

No, wobec zwierzaków odejście jest zwyczajnym kurewstwem.

Przylepiam się do Psa, drapię go po uszach (bo nie sięga do uszu, bo kołnierz nosi, bo swędzi strasznie), ryczę mu w sierść i kończy się tak, że to Pies mnie pociesza. Wykopuje mi z zapasów swoich nadpsute kurczaki i półroczne kości. Patrzy uważnie, czy mi trochę lepiej. Więc tym bardziej ryczę, drapię i się przylepiam.

I wiem, że będzie mu dobrze. Lepiej. Chyba. Że taki Dom, jak ten adopcyjny, to już do końca świata. Bez przywiązywania, podrzucania, podkradania, przeprowadzania, porzucania. I co z tego, że wiem.

Że naprawdę nic nigdy nie było takie trudne.

Że chcę już tylko, żeby mu wreszcie było Naprawdę Dobrze.

2015/06/23

Studium noska.

Jeśli życie ma jakiś szumnie zwany sens - to jest właśnie on:

Ruchy psiego noska, kiedy w letni poranek leży na trawie, mruży oczy, śledzi krajobrazy zapachów.

Przymrużone kocie oczka, nastroszone kocie uszka, kiedy rozciąga się na ciepłym murku.

Słodka truskawka błyszcząca się na krzaczku.

Zapach świeżego prania i świeżo rozkopanej ziemi.

Nazwy miejscowości na trasie pekaesu: Trzebień, Trzęsacz, Mrzeżyno, Dźwirzyno. Ważenie tych nazw na języku, szeptanie ich sobie samemu w rytm asfaltowych dziur.

Cisza, kiedy nie gra muzyka, nie szumi komputer, nie warczą maszyny.

Zasypianie nad książką. Budzenie się z kotem w miejsce książki.

Yerba, która smakuje jak poranki na dachu w Mendozie.


Kiedyś, z powodu tak błahego, że to jest aż śmieszne, zatrzymało mi się serce. Zatrzymało się na chwileczkę, bo w tej właśnie chwili do domu wbiegli ratownicy. To "całe życie przebiegające przed oczami", wiesz, to nie jest takie znowu z palca wyssane.

Przesuwały mi się scenki. Kadry. Momenty. Żadne podróże na koniec świata i wielkie przełomy życia, nic takiego.

Widziałam, jak kocur wciska się między mnie a książkę. Jak brnę z Przyjaciółką przez suche liście w Redłowie. Jak śmieją się moje babcie. Jak w niedzielny poranek Tata testuje głośniki. Jakieś łaskotki. Jakąś zgubioną dawno zabawkę.

Jeśli życie ma jakiś szumnie zwany sens - to jest właśnie on.

2015/06/19

Odmarzanie.

Odmarzanie, do życia wracanie. Ze skorupki, z kłębka wygrzebywanie.
Patrzysz na siebie któregoś ranka i pukasz mocno w czoło, hej idioto, co żeś zrobił, co robisz, wyjdź, pójdź, idź, rusz się! Rusz nogą. I głową. I życiem. I machaj nimi wreszcie, znów!

I pamiętaj: nie zmienisz nikogo, poza sobą. I nie masz do tego żadnych uprawnień, a na pewno takiego obowiązku. Najwyżej sami się zmienią, jeśli Ty pięknym będziesz Sobą.
Masz pełną i absolutną odpowiedzialność za własne - i tylko za własne - działania.
Nie jesteś niczym skończonym i nie masz przed sobą "etapów" do wykonania, wypełnienia, odhaczenia. Życie serio jest, po prostu jest, i bardzo plastyczne jest, i bardzo przepiękne i bardzo przerażające jest. I w bardzo dużym zakresie sam sobie przerażenia i przezachwyty z niego wybierasz.
Dupa musi być w ruchu.
Pitu-pitu.


Cześć, dzień dobry, strząsam bycia senność i wracam do Bycia. Jest super!