Ruchy psiego noska, kiedy w letni poranek leży na trawie, mruży oczy, śledzi krajobrazy zapachów.
Przymrużone kocie oczka, nastroszone kocie uszka, kiedy rozciąga się na ciepłym murku.

Słodka truskawka błyszcząca się na krzaczku.
Zapach świeżego prania i świeżo rozkopanej ziemi.
Nazwy miejscowości na trasie pekaesu: Trzebień, Trzęsacz, Mrzeżyno, Dźwirzyno. Ważenie tych nazw na języku, szeptanie ich sobie samemu w rytm asfaltowych dziur.
Cisza, kiedy nie gra muzyka, nie szumi komputer, nie warczą maszyny.
Zasypianie nad książką. Budzenie się z kotem w miejsce książki.
Yerba, która smakuje jak poranki na dachu w Mendozie.
Kiedyś, z powodu tak błahego, że to jest aż śmieszne, zatrzymało mi się serce. Zatrzymało się na chwileczkę, bo w tej właśnie chwili do domu wbiegli ratownicy. To "całe życie przebiegające przed oczami", wiesz, to nie jest takie znowu z palca wyssane.
Przesuwały mi się scenki. Kadry. Momenty. Żadne podróże na koniec świata i wielkie przełomy życia, nic takiego.
Widziałam, jak kocur wciska się między mnie a książkę. Jak brnę z Przyjaciółką przez suche liście w Redłowie. Jak śmieją się moje babcie. Jak w niedzielny poranek Tata testuje głośniki. Jakieś łaskotki. Jakąś zgubioną dawno zabawkę.
Jeśli życie ma jakiś szumnie zwany sens - to jest właśnie on.
No hay comentarios:
Publicar un comentario