Etiquetas

2012/02/08

Post zimny, o imprezowaniu.

to jest post zimny, za to z podkładem dźwiękowym; podkład jest o tutaj.

M. wyjechał walczyć z rządem, mieszkanie jest na chwilkę moje. Więc mogłabym na upartego zrobić imprezę, wrócić Późno nie martwiąc się, że go obudzę. Tak?

Więc zawinęłam się w koc z komputerem i książkami. Planuję studia tu, kończę studia tam; wyjadam czekoladki i jakieś kruche migdałowe coś. Impreza pełną gębą. To znaczy bardzo dobrze, niesamowicie dobrze; w Docelowym Mieszkaniu wreszcie można imprezować! jest ulubionym chyba żartem, powtarzanym z przymrużonymi powiekami znad kolejnej herbaty.

Ten koc. Przyzwyczajona już do ciepła wymarzłam nad rzeką w czternastu stopniach, cały dzień dochodzę do siebie jak po przedzieraniu się do bazy polarnej. Niby nic: dwie godziny w parku, spacer po jajka i do biblioteki; na dzisiaj już za dużo, na dzisiaj już za zimno. Kolejne kawy, święto lasu nad ciepłym obiadem; Juan Rulfo, żeby było ciężko i ambitnie - Isabel Allende, żeby było lekko i przyjemnie. Na proszone francuskie naleśniki nie pójdę, będę z sinymi palcami dokańczać tekst o nasionkach i myszach, żeby już zbyt długo na niego przez następne miesiące nie patrzeć. Bo przez następne miesiące, mam nadzieję, życie to będą takie właśnie francuskie naleśniki.

Przed przyjazdem słyszałam o Cordobie, że Cordupa, że nic, nie warto jechać. To znaczy ładnie - ale nic się nie dzieje i w ogóle szkoda czasu; że dobrze, że są chociaż erazmusi.
To było najlepszą chyba reklamą miasta. Nie to, że erazmusi, broń mnie świecie; to właśnie, że nie dzieje się nic. Że imprez brak. Że się trzeba naszukać, żeby tańczyć na stole z butelką whisky w garści. Tak się nie dziać może, bardzo poproszę!

Dzieje się oczywiście inaczej; dzieje się w piwnicach flamenco, na warsztatach garncarskich, na targach warzywnych, konferencjach klimatycznych, kursach mikologicznych... Dzieje się darmową biblioteką i najpiękniejszym na świecie mieszkaniem z widokiem na dachy miasta; wegańskimi gołąbkami i naszym nad nimi gruchaniem; ciepłym swetrem od Erici; dzieje się słońcem na Patio de las Naranjas i kormoranami na Guadalquivir. I tak się dziać może, poproszę bardzo!

I o to chodzi. O te herbaty i naleśniki. O pół dnia zawijania soczewicy w kapustę i czyjegoś nad nią uśmiechu; o całowanie policzków, kolorową kredę na ścianach i szczęśliwe jajka. Dla tego można się zjechać z każdej strony maleńkiego kontynentu. Dlatego, żeby się wzajemnie karmić, ogrzewać i uśmiechać. Tak sobie cichutko i w środku imprezować. Odciąć się od tego, czego się po nas spodziewa, żeby spokojnie i dobrze być.

El amor es lo mas grande del mundo.

6 comentarios:

  1. powinnaś wziąć się za pisanie książki.

    ResponderEliminar
  2. jestem debilem pewnie, ale podkład mi nie działa

    ResponderEliminar
    Respuestas
    1. To ja chyba coś dziwnego tam wkleiłam zamiast podkładu; szkoda, że nie jakieś miłe porno zamiast pustego linku. W każdym bądź razie: podkład jest tutaj: http://www.chequerboard.com/music.html
      a wyżej od razu naprawię :)

      Eliminar
  3. Mam pytanie.. Gdzie jest Mecio?

    ResponderEliminar
    Respuestas
    1. Lenkijoje :( Together with my parent, I don't know how to bring him here -f* ryanair wouldn't let me travel with a cat

      Eliminar
  4. Ah, I see. However, I am sure he is having a good time there.. Flying is too much stress for a cat.. :(

    ResponderEliminar