Etiquetas

2012/04/20

Wiosna.

Wiosna. Pachną kwiaty pomarańczy, kwitną kolorowe kondomy, rosną sterty śmieci.

Trzeba się trochę wspiąć, żeby zostały za plecami. Z geologiem wspina się raczej powoli: zbieramy kamienie, przedzieramy się przez krzaki: mały kurs podstawowej mineralogii. L. narzeka, że nie zabrała ze sobą młotka; czasem zostaje w tyle, przybiega zafascynowana: tego kamienia nikt nie przyniósł, jest ich więcej! Więc są i wulkaniczne i osadowe, spójrz, tu masz marmur, tu bazalt, to może być początek agatu, ta ściana była kiedyś piaskiem. Widzisz muszle w środku?

Mijają nas konie, rowery pnące się pod górę. Kwiaty i reszta zostają w dole. Nad głową krążą sępy (Jestem martwa, hej, słyszysz? Przyleć, que estoy muerta!). Brodaty mnich otwiera drzwi monastyru.

Za murami jaskinie i rabatki; czaszki, pejcze i warzywne ogródki. Memento mori. I żeby zamknąć za sobą drzwi. Zimna woda w sieni (ciężkie, gliniane naczynie, lejesz lód do pyska z wysokości). Możesz wleźć na ołtarz, ale nie wolno ci przekroczyć progu ogródka. Śniadanie na stopie kamiennego Jezusa jest w porządku, ale nie zagaduj mnichów. Nie musisz płacić, ale pamiętaj, że zaraz stąd wyjdziesz. Że jesteś tylko gościem.

Ukochane monastyry, przemijalność i niegościnna gościna; jak święte kubki starowierców, wieczny uprzejmy brak komentarza. Ach tak, więc uważasz, że masz rację? No dobrze. Uważaj; i uważaj na siebie. Jesteś, w porządku, ale odejdź kiedyś. Bez zachwytu bzdurami, zachwycając się mrówką i trawką. Najlepiej niewiele mówiąc.

J. się denerwuje, że ja taka małomówna (nieprawda zresztą). Że przecież tyle tematów. Ta impreza w tygodniu, byłaś? (nie byłam) Tamten grill, ten test, pamiętasz? (nie moje kółko) I tak dalej. Że po co właściwie wyszliśmy, skoro siedzę na tej skarpie i gapię się na sępy. Sępy jak sępy. W dodatku wysoko. I co w tym specjalnego, że mają tyle określeń na sępa, a my upraszczamy, ujednolicamy? I nie, nie słyszą, kiedy do nich wołam, są ptakami, nie znają hiszpańskiego.

Co za bzdura. Więc gadam dalej do ścierwojadów w środku własnej głowy. Kładziemy po kawałku wszystkiego (chleb, dynia, truskawki) na ziemi, przybiegają mrówki. Otrzepujemy żuka z mrówek. Na rekonwalescencję w krzakach dostaje kawałek mięsa z kanapki J. Sępy w dalszym ciągu nas ignorują.

Niżej pasą się owce. Wyłażą owce na ulicę w bogatej dzielnicy (ta część za miastem, baseny i stadniny koni, oddzielona od centrum pasem Romów i Słowian, tym pasem, gdzie lepiej trzymać mocniej swoją torbę). Od oliwnego gaju rozciąga się strefa prezerwatyw. Wiosna, wiosna, ach, to ty!

No hay comentarios:

Publicar un comentario