Etiquetas

2012/09/10

Kujawy złote.

Złota była jesień, ciepła i dobra. Wczesna jesień. Kaszuby opuszczane w deszczu, słoneczne Kujawy.

Trasa z niewiejskiej wsi do niemiejskiego miasteczka; trzykrotnie szybciej, niż proponowały koleje i autokary, pół godziny dłużej, niż zapowiadała mapa. Trzy samochody, trzy godziny.

Jeśli chcesz jeździć, musisz umyć konia. Proszę bardzo: zgrzebło, kopystka. Jabłka. Do roboty!

Z dziesięć chyba lat nie jeździłam; nigdy zresztą nie jeździłam naprawdę. Bo to trzeba tak... stanowczo. Jedź! Prrr!, a nie: No, Dudi... no... stój... no stój, ja cię proszę... "Prrr!" i tak nie potrafię wymówić.
Więc tak - terapia. Stań za koniem. Nie kopnie (nie wierzę).

Mocny, słodki zapach stajni. Spocony koń, rozpieszczony pies, potężne króliki, przestraszony kogut, cały zestaw zwierząt z przymiotnikami. Przypominam sobie o tym rok później, siedząc w cudzym mieszkaniu gdzieś na krańcu Poznania, pakuję szybko szmaty, wracam. Nic się nie zmieniło, może tylko w stajni pojawił się kulawy kot: co za ulga...

Późne lato, winogrona dojrzewają na płocie, za oknem spadają jabłka. Zbierasz te jabłka i wpychasz je Olce do koszyka, pokracznie i pięknie pedałujesz między lasami a ciężarówkami, gdzieś po drodze brama prowadząca do lasu, w domu zupę ogórkową i poranną kawę podaje ci świeżo upieczony rektor. Dom ten sam, cudzy a swój, koń ten sam, pies ten sam, nawet rower się nie zmienił, chociaż tobie się życie burzy i buduje od nowa, mówię ci: coś wspaniałego.


No hay comentarios:

Publicar un comentario