Etiquetas

2012/01/14

O pięknomyślarstwie i literaturze wewnątrz głowy.

Theatrum Mundi ma zaszczyt zaprosić na wywiad siebie, żeby się paru rzeczy wywiedzieć.
Z Lwem Stanisława rozmawia Lew Stanisława.


Jak to jest, że stała się pani szeroko publikowaną autorką mimo tego, że nie napisała pani nigdy żadnego tekstu?

Rzecz w tym, że nie potrafię nic skończyć. To wymaga skrupulatności, skupienia się, pracy. Ale mam bardzo piękne myśli, chyba przyzna mi pani rację. Przez to przyznaję sobie prawo do ekshibicjonizmu.

Co sprawia, że brak pani czasu na pisanie?

Życie. Wciąż jestem zajęta życiem. Nawet teraz, kiedy rozmawiamy, na moim brzuchu leży kot. Widzi pani? I muszę tego kota głaskać. Przywitaj, się Mieciu.

Jednak ma pani chyba jakiś czas wolny od kota? Czy nie mogłaby pani  wtedy pisać?

Niestety, kiedy nie ma blisko mnie Miecia, oznacza to inne, choć może rzeczywiście nie tak poważne zobowiązania: podróże, wódka, pływanie. Sama pani rozumie, że w takiej sytuacji nie mogę zajmować się wymarzoną w dzieciństwie dróżką. Jednak w każdej chwili mam w głowie wiele myśli i pomysłów, czasem nawet ukończone zdania. Rozwijam swoje myśli, jednak aby ich nie stłamsić – wypuszczam wolno. To cały sekret pięknomyślarstwa.

Czy stara się pani kształtować swoje myśli?

Nie, to byłoby oszustwo. Moje myśli pojawiają się same. Można spróbować podać im temat, np. przez lekturę czy wyjście do teatru, jednak one same zdecydują, czy będą chciały go wykorzystać. Tak więc w operze możemy uprawiać myślarstwo kuchenne, w kuchni myślarstwo sportowe, pływając – myślarstwo polityczne. Nie da się przewidzieć tematu myśli.

W pani myślach często widzimy odniesienia do symboli, kultur, wydarzeń; często przewijają się w nich konkretni twórcy i badacze. Jednak mimo wszystko udaje się pani zachować oryginalność myśli.

Cóż, jak już mówiłam – one tworzą się same, są niezależnymi tworami tak, jak niezależnym tworem będzie każdy liść czy biedronka.

Więc porównuje je pani do biedronek?

Czasem to straszne robactwo.

Używa pani słowa "robactwo" ze swoim wykształceniem?

Nie skończyłam przecież studiów. Czy możemy wrócić do tematu?

Oczywiście. Więc myśli pani pozostają niezależnymi tworami... co jednak z myślami takimi jak ta: jestem stachura. Czy to nie jest jednak cudza myśl?

Ta myśl jest moja. Jestem stachura.

Co powie pani o tej: Anna, Anna, ty sama Marco Polo i Columbus!

To nie jest myśl mojego autorstwa, jednak muszę przyznać, że często spotykam ją we własnej głowie. Swojego czasu dostałam od autora zezwolenie na jej dalsze wykorzystanie; powiem więcej: ta myśl została stworzona dla mnie i mi wręczona.

W wielu z pani myśli wykorzystuje pani fragmenty piosenek, filmów i obrazów innych autorów...

Obrazy często wykorzystuję jako tło swoich myśli, często też czerpię z nich wizualne postacie. Co do muzyki – cóż, wielokrotnie próbowałam tworzyć własne podkłady, jednak istniejące już utwory albo ich mieszanki zazwyczaj sprawdzają się dużo lepiej, znacznie zwiększają też prędkość myślenia. Z gotową ścieżką myśl bardzo szybko się ładuje i wtedy można ją wypełnić większą ilością elementów, niż byłoby to możliwe przy jednoczesnym myśleniu muzyki na żywo. Problem może  pojawić się jedynie wtedy, kiedy zapominam słów czy muzyki, jednak i to zazwyczaj nie ma większego znaczenia.

Czym tłumaczy pani sukces, jaki odniosły pani myśli?

Sukces? Wolałabym nie używać tego słowa. Mimo wszystko pozostaję jednak myślarką raczej niszową; cieszę się jednak, że moje myśli niektórym wpadają do głowy. Cieszę się też, że dzięki nim afrykańskie dzieci nie są zagrożone malarią od kiedy umarła polityka.

Co uważa pani za swoje największe dokonanie w tej dziedzinie?

Nie jestem pewna, czy możemy oceniać myśli na zasadzie „lepsze/gorsze”, nadawać im miano dokonań... Kilka z moich ulubionych myśli to nieskończony poemat dziecięcy, nieokreślona piosenka w wielu nieznanych mi językach oraz jakie piękne te sikorki!...







No hay comentarios:

Publicar un comentario