Etiquetas

2012/08/04

Drogi są.

Drukuję bilety, napycham sakiewkę, kreślę myślą po mapie. Jeśli w stronę lotniska będę jechać na stopa, gdzieś jeszcze kupię fajki i przedłużacz dla A... Jeśli po przylocie pójdę na północny-zachód, powinnam bez problemu trafić na Portobello...

Szykuję do drogi najmniejszy plecak. Na miejscu wszystko jest: Toma, parki, stragany warzywne. Trochę nieświadomie i bardzo ekstatycznie układam skomplikowany plan dnia: przejść, przeleżeć, przeczytać. Cała jestem śpiewająca i całkiem zdziwiona, jak bardzo stłumiłam przez ostatnie lata miłość do "cywilizowanych krajów", jak skutecznie przykryłam ją grubą warstwą miłości do południa i wschodu. Nie zdmuchuję tej warstwy, nie ścieram, ale starannie rozkładam dookoła globusu.

Upycham ogórki z koprem do glinianego słoja - niech czekają zdrowe i kwaśne na mój powrót. Ja tymczasem jeszcze przed wyjazdem nie mam ochoty wracać, zabrałabym najchętniej tylko kota i dokumenty, może butelkę wody i parę jabłek na dobry początek, na dobre zagnieżdżenie się w jakimś pięknym domu z ogródkiem, w jakimś jasnym, wysokim mieszkaniu, na jakimś zakurzonym poddaszu; na dobre biegi po wielkich parkach, na spokojne przebieranie w wegańskich knajpach, na wspaniałe spotykanie T. kiedy tylko najdzie na to ochota, bez planowania z uprzedzeniem, bez załatwiania urlopów i dojazdów.

Sprzątam dom, szykuję pokoje dla tych, którzy przyjadą po mnie. Jeszcze nie, jeszcze nie pora się osiedlać, przenosić gdzie indziej niż do namiotu czy przydroża. Ale jak pięknie wiedzieć, że owszem, że kiedyś chcę. Osiedlić swoją domność z drogi gdzieś, gdzie będzie mogła być jednocześnie tymczasowa i stała, pewna i zmienna, stabilna, ale nieprzewidywalna. Gdzie można spokojnie utrzymywać kota i ruchome nogi, ruchome kciuki. I że to nie jest, to nie musi być Madryt, Londyn, Tucuman; że w każdej chwili mogę wymienić kilkadziesiąt przykładowych miejsc, a po zastanowieniu drugie, trzecie, dziesiąte tyle; że to nie ma związku z żadną mapą, bo chociaż najłatwiej wyobrazić sobie mieszkanie z widokiem na ciepłe brzegi Atlantyku, to przecież możliwości jest tyle, nieskończona mapa nieba.

Jeszcze lepiej - zdać sobie sprawę (zdawać sobie sprawę od czasu do czasu), że tyle gotowych domów już na mnie czeka. Że tyle osób się upomina o moją obecność i każda z nich jest ciepłym domem. Że tyle miejsc, tyle myśli mnie woła, a każda z nich jest świeżą ścieżką rozwijającą się pod stopami.

Nie ma co ufać cudzym tatuażom: !HAY! mas caminos, są inne, jest tyle więcej dróg! I nie ma co zapominać o wcześniejszych szczęściach, nadętym palmami i śliwowicą odwracać się od północy czy innych zachodów, wschodów, czego tam jeszcze. Zapomniałam - już pamiętam - coś pięknego.












(to znaczy: dość mocno się cieszę szykując do urodzinowego wypadu do bardzo ważnego człowieka, la lala)

No hay comentarios:

Publicar un comentario