Etiquetas

2012/08/28

Notatki z przemysłu turystycznego.

Na początku nie wiedziałam nawet, czemu tak bardzo ją lubię. Gość uprzejma i do rzeczy, przyjeżdża z Psem, na wejściu prosi o zabranie pościeli (ma własną), dziękuje za wystawioną kawę (ma własną) i naczynia (ma własne). Mówi szybko i dużo i naprawdę nic specjalnego, ale już od początku ją kocham.

Dobrze się składa, bo akurat rano piekłam i ktoś musi mi pomóc pozbyć się całej blachy ciasta. Więc Gość idzie wysikać Psa, potem bez pośpiechu siadamy w parku: Pies piszczy w ogrodzie, Miecio nieufnie przemyka dookoła, Gość je i opowiada. I zachwycam się coraz bardziej. I dopiero po złożeniu elementów zachwytu orientuję się, że przecież rozmawiam z sobowtórem Lynn*. No, wszystko jasne!

Pamięta mnie doskonale sprzed kilku lat, chociaż wtedy nawet nie rozmawiałyśmy (ja nie kojarzyłam nawet jej twarzy, pamiętałam tylko zdjęcie, które wysłała potem do hotelu). Mówi jasno i konkretnie, z ostrym humorem i ostrym językiem. Podróżuje, pisze, pomaga miejskim futrom (Miecio zatacza coraz mniejsze kółka, wącha Psa po nosie, Pies odsuwa się nieśmiało). Dyskusja o kuwetach, burzach i dzieciakach z Korei. O domowych wiewiórkach, które chodziły do pracy, i myszach, które spały na łóżku. Ten ton, nawet ten ton - sobowtór, przysięgam. Krótkie, pięknie siwe włosy. Ostry nos. Błyszczące oczy. Pewność siebie z całkowitym do siebie dystansem.

Pytam, czy taką kojarzy. Endosymbioza, symbiogeneza. Że ja ją uwielbiam (Lynn) i strasznie mi ją przypomina i w ogóle, o rety. Że to pewnie strasznie głupio brzmi, ale się nią zachwycam (Gościem). Odpowiada, że to dobrze, bo ona sama to się sobą nie zachwyca ani trochę. Że jak się ktoś na ulicy uśmiechnie, to szuka gówna na swojej nogawce.

Księżyc wędruje po niebie, Miecio mruczy na stole. Gość znika po kilku godzinach, więc po cichu podrzucam do jadalni zapas ciasta i przepis. Szkoda, że mam jakąś tam moralność, bo takie piękne historie, że tylko kraść i publikować za grube miliony. Ech.



* jeśli komukolwiek umknęło jakimś sposobem moje uwielbienie dla Lynn - dokończę wreszcie i wrzucę coś o niej. Zaczęłam pisać coś z założeniem do opchnięcia dalej za pieniądze na rocznicę jej śmierci, ale raz, że się czuję jak sęp, dwa - wszystko mi umiera, kiedy na horyzoncie pojawia się choćby najbledsze tylko wyobrażenie pieniędzy. Czeka mnie przyszłość bezdomnego klauna, to jest pewne. W każdym razie: Lynn się pisze.


p.s. http://www.youtube.com/watch?v=jqxENMKaeCU

No hay comentarios:

Publicar un comentario