Etiquetas

2013/01/07

El Peru. Koniec swiata.

Latwo jest byc patriota w Peru. Latwo sie w tym kraju zakochac wlasciwie zaraz po przekroczeniu granicy - zwlaszcza ze strony boliwijskiej.

Wszystko jakies takie czyste, jakies takie zorganizowane i zrozumiale (w porownaniu). Co chcesz - jest. Morze, pustynie, dzungla, gory? Salsa, Inkowie, argentynscy wloczedzy? Na zyczenie. Zostajac wewnatrz kraju mozesz ruszac sie swobodnie od lata do zimy w jeden dzien. Bardzo wygodny kraj.

Pierwszy przystanek: Arequipa. Biale miasto pelne szczesliwych turystow. Piekna zmiana dla mnie: mroz znak Titikaki zamieniam na tutejsze slonce. Wlaze na dach, grzeje zmeczone pluca i krzyzuje palce, ze cytryny i juka wyciagna mnie z poczatkow grypy.

Nie wyciagnely. Po dziennej bieganinie po miescie (spotykamy sie z E. i E., sfrustrowanym mechanikiem i szalonym wagabunda; malenkie bary na poddaszach, na blacie ktos rysuje mape kanionu Colca - tedy mozna wejsc za darmo, omijajac straznikow, tutaj mieszka moj dziadek, powiedz, ze mnie znasz, to cie przenocuje i nakarmi) pluca probuja sie wynicowac, leb pelen szlamu. Po mieszkaniu biega dwojka wariatow z Meksyku - w wielkich sombrerach, koco-plaszczach i z butlami tequili w garsci. Z zelkami z tequili. Z ciastkami z tequila. No, z tequila w kazdej postaci. Zapewniaja, ze pomoze - a jak nie pomoze, to przynajmniej sie upije, wiec i tak dobrze. M. - nasz domowy lekarz - potakuje. Pij.

To pije. Rzeczywiscie pomaga: kiegy kolo 1 w nocy wsiadamy w autobus w strone kanionu, moge spokojnie spac, kiedy ktos wali mnie w glowe swoja torba czy swoim dzieckiem przyczepionym do plecow, kiedy ktos spiewa, kiedy ktos chrupie, krzyczy, ze kukurydza z serem i kupujcie, amigos. Cudownie.

Przyjezdzamy na miejsce zaraz po wschodzie slonca, szczesliwe wyskakujac na ziemie bez kontrolerow... Kontrolerzy wyskakuja z naszego autobusu zaraz za nami. A-cha. Wiec trzeba sie bylo sluchac dobrych rad oszustow i lezc te kilka godzin na przelaj. Wstep do kanionu jest bardzo tani dla Peruwianczykow - przeceniony dla krajow Mercosuru - i niesprawiedliwie drogi dla ´´innych´´. J. probuje przekonac kontrolera, ze nie mamy pieniedzy, okradli nas po drodze, tak w ogole to jestesmy z Limy, a ja - ja jestem niemowa. Migam co potrafie, reszte zmyslam, J. marudzi ile moze - wreszcie wchodzimy za cene studenta krajowego. Na jednym bilecie.

Czekamy na kondory, ale kondory najwidoczniej za nami nie przepadaja. Niewazne. Piekny jest kanion, wspaniale gory i taka dziura, taka potezna dziura, ze rzeka w dole wydaje sie w ogole nie plynac, senna niteczka. Najwieksze kolibry swiata, wiskacze i okragla tecza. Cos pieknego.

Kiedy czekamy na samochod, ktory zabierze nas znow do Arequipy, poranny kontroler przynosi nam kubki goracej kawy. Ok, wiec kim jestescie naprawde? Skad jestescie naprawde? Spokojnie, rozumiem, ze nie macie pieniedzy. Siada z nami, gadamy pieknie przez jakis czas; tak, zna E., przyjazni sie z jego dziadkiem, jesli potrzebujemy pomocy w tych okolicach to to jest jego adres, jesli znamy turystow z pieniedzmi i otwarta glowa, on organizuje wypady w kanion, noclegi - jesli chcemy wyswiadczyc mu przysluge i powiedziec o nim ludziom. *

Wracamy do miasta, ale w mieszkaniu nie ma nikogo. Wykonczone i chore chowamy sie przed deszczem w piekarni naprzeciwko domu wygladajac swiatla w oknie czy czlowieka przy drzwiach. Wszyscy wracaja, wiec wracamy do pisco i cytryny. Swiecace okienko komputera przynosi niespodziewane wiadomosci z Polski i Argentyny, zmiany planow dla nas obu. Dla J. wszystko jest juz jasne i wspaniale zorganizowane. Dla mnie to cudowne zamieszanie i calkowity brak pomyslu, jak oplacic rodzinne obowiazki.

Tymczasem: sloneczne dni w Arequipie. D. zawozi nas za miasto, karmi za historie. Zawsze chcial podrozowac, jezdzi troche, ale nigdy nie spotkal autostopowiczow. Jak to dziala? Gdzie spicie, ile pieniedzy potrzebujecie? Jestesmy calkowicie inni i niesamowite jest widziec, jak otwiera sie przed nim calkiem nowy swiat. Nieznana perspektywa. Przez spedzone razem godziny decyduje sie zmienic swoj plan podrozy po Europie: juz nie 20 miast w 40 dni, raczej spokojna jazda, zeby poznac kilka krajow. Cos pieknego.

 W oficjalny koniec swiata budzimy sie pod aktywnym wulkanem. Zyjemy? Zyjemy. Wiec ok. D. zawozi nas jeszcze przed praca na poranny spacer, potem zostawia na wylotowce - z niedowierzaniem patrzy, jak zgarnia nas jeden z pierwszych samochodow. Spokojnie i pieknie jedziemy nad Pacyfik.


* Przysluga:
noclegi, wynajem koni, rowerow, camping, trekking Hualcahualca, wynajem sprzetu wysokogorskiego, trekking AmpatoPorteo, wycieczki miejskie, turystyka kulturowa, trekking Kanion Colca
Hospedaje El Refugio del Geyser
Sacarias Oxa Mamani, Erick Oxa Cardenas
Calle Melgar s/n a espaldas del Municipio de Pinchollo
Cel. 959007441-958870316
e-mail aeth_emoc@hotmail.com

No hay comentarios:

Publicar un comentario