Etiquetas

2011/09/03

Głowa na emigracji.

Hola, Polonia.Wróciłam, jestem na chwilę, pozakańczać wszystkie sprawy tutaj, zanim wrócę do domu. Do tego domu znalezionego, szukanego, tworzonego. Albo w drogę.

Jestem w miejscu, które mam w dokumentach przez większość życia. Budząc się patrzę przez okno na drzewa, na których znam każdą gałązkę - i nie mam pojęcia, gdzie jestem. Dokąd miałam dzisiaj jechać? Już tak jasno, pewnie jest strasznie późno! Spóźnię się na autobus, samolot, pociąg; zacznę łapać tak późno, że utknę na stacji benzynowej w połowie drogi. Ale gdzie miałam dzisiaj być?
Bo wiem na pewno, że nie tu, o nie.

Świadomie chyba sobie nie zdaję sprawy z tego, jak bardzo chcę się stąd zwinąć, jak naprawdę tego potrzebuję. Nie trzeba nawet dwóch miesięcy, a nagle polski we własnych ustach brzmi jakoś przedziwnie, gramatyka koślawi się bardziej, niż zwykle i obce słowa pchają się na język. A przecież tak bardzo drażnili mnie zawsze ludzie, którzy po marnych kilku latach poza krajem nie znać polszki. Khem.
No i nic się nie zgadza, nic.

Czuję się zresztą, jakbym jechała na wycieczkę właśnie teraz, kiedy jadę do tego domu oficjalnego. Z Malagi do Madrytu jadą dwa autokary: numer jeden pełen Polaków, numer dwa: Kolumbia, Hiszpania, Maroko i ja. Nie wiem, jak się to podzieliło - czy Polacy planują podróże z wyprzedzeniem może? - ale przemawia do mnie taki układ. Jakoś to dobrze działa.

Ale jadę, gdzie nie chcę jechać, i aż się tej drogi boję. Hej, dzień wcześniej znalazłam darmowy dom! Znalazłam pracę, ludzi, miejsce, darmowe krany i kilka źródeł jedzenia - czemu mam wracać do tego, co już od dawna nie jest moje? Raz w życiu zachować się odpowiedzialnie. Może trzeba. Jadę, skończę, wrócę albo nie wrócę. Tylko - co tak naprawdę znaczy tutaj odpowiedzialnie, czy odpowiedzialnie jest zostawiać to wszystko, skoro nawet za pół roku nie będzie już takie samo?
Nie analizować za dużo. Skończyć, zamknąć te pieprzone studia i mieć już święty spokój, i żadnych wyrzutów.

Uspokajam się na chwilę, kiedy z madryckim metrze znajome głosy zapowiadają kolejną stację. Jakakolwiek nie byłaby następna, i tak zawsze słyszę to samo. Może to lepiej. Oddycha się łatwiej.

Ola pisze: Chyba naprawdę czas uciekać już. A wracania się nie bój. To taka katapulta ostateczna.
Powiedzmy, że Ci ufam.


Dobra - ufam, kiedy widzę Cię na lotnisku. I Anię. I poza tym, że cieszę się, że widzę Anię - cieszę się, że widzę ją przed wyjazdem. Cieszę się, że wyjeżdża - że dam radę jeszcze podrzucić nietrafiony, ale serdeczny prezent na nowy dom - że się da. Że skoro jedzie, rusza, zmienia - można, oczywiście, że można, trzeba. Do siebie. Uf.

Jesienniejący nagle poranek na Tamce. Mam nadzieję, że to jest ostatni, przedostatni może mój poranek tam. Wyjedź, zostaw to miejsce kochane - znajdź lepsze. Znajdź, koniecznie. Będę Ci dalej opowiadać o krowiookich Latynosach w jakiejś brytyjskiej sutenerze - i nie zmieni się nic, poza tym, że obie będziemy szczęśliwsze. Jeszcze bardziej. To jest możliwe - i to jest niesamowite.
A teraz dalej, przeprowadź mnie, Solecito, przez to miasto coraz mniej straszne. Przez to życie tak przepieknie własne. Kraje ciasne.

Nad morze - z głową jeszcze w ciepłych sprawach, nieskupionymi oczami. Bociany, jaskółeczki, dobrze was widzieć! Krzaczory nawłoci. Sarenka. Kerouac pisze, że święta w domu, tak spokojnie, nie mógł wytrzymać. Rodzina nie rozumie i "żartobliwie" pyta, o co mu właściwie chodzi. Dunja śle rozpaczliwie zakochane wiadomości z Mariachi; nic z tego nie będzie, zrobiłam co mogłam, nie mogę mieć przynajmniej wyrzutów sumienia. Przypominam sobie ostatnią rozmowę z Patrickiem - pojawię się niedługo spowrotem, i znów będziesz pierwszą osobą, którą spotkam - obiecuję! Spokojniejsza głowa. I takie wielkie słońce.

Więc to jest bardzo dobry początek tej wizyty we własnym kraju. Najlepszy, śmiem twierdzić, z możliwych. Niech ona tylko nie będzie zbyt długa. Ja bardzo proszę. Przy całej mojej miłości do Polski, którą mam - naprawdę mam, ale jednak bardziej z daleka. Jak dla rodziców czy jednoosobowego pokoju. Burdel we łbie, ale wiem, jak go ruszyć, żeby się nie rozsypał.

Zrobię, co wybrałam wcześniej, do końca. I prędko zmienię na inne.

Proxima estacion: Esperanza.

5 comentarios:

  1. czyli Tobie też został rok do zupełnie nowego planu?

    ResponderEliminar
  2. Pół roku do przeprowadzki, jeśli teraz nie spieprzę sprawy; niecały rok do tego planu, który Ci się nigdy nie podobał. Tak, tak!
    Myślałam ostatnio o Tobie i EVS, swoją drogą. I że dlaczego jeszcze jesteś w tym kraju.

    ResponderEliminar
  3. przyjedź za tydzień do poznania,pójdziemy do zoo. Ania będzie,może jakaś wódka. przyda mi się bo w tygodniu uczę dzieciaki.

    ResponderEliminar
  4. A czy tego dziewiątego, dziesiątego tam będziesz, będziecie? Ja będę wtedy, i bardzo będę potrzebować Ludzi.

    ResponderEliminar
  5. ja jestem w pracy piatek - sobota 15-23, pozatym wolny,i Ania też.

    ResponderEliminar