Etiquetas

2012/11/21

Minas Gerais x2.

Nie wracasz? Chcesz tu zostać? To ja już wiem, gdzie zostaniesz - zostaniesz w Rio! 

Trzęsę głową, tłumaczę, że metropolie fu i do życia to tylko zielone, ale kierowca nie słucha. Samej zresztą ciężko mi w to uwierzyć, ale wyjazd z Rio to była ogromna ulga. Może dlatego, że ulewy. Może dlatego, że tydzień w miejscu. Na pewno dlatego, że zaraz za jego granicami syf i hałas zmieniły się w Minas Gerais.

W kraju jestem dopiero kilka tygodni, przejechałam mały skrawek - ale na ten moment z całą pewnością to jest najwspanialszy stan. Najlepszy. Najzieleńszy, najprzyjażniejszymi. Ze swoimi wodospadami, zwrotnikowymi lasami, wspaniałymi kierowcami i jedzeniem tak dobrym i tak tanim (a w większej części darmowym), że wbrew wszelkim przewidywaniom jadąc tyję uśmiechnięta.

Petropolis, Juiz de Fora. Zatrzymujemy się w domu K. - ale K. nie mieszka tam od dwóch lat, od kiedy wyjechał na rowerze zobaczyć, co jest dookoła - i tak już jeździ po tym kontynencie pięknym. Z jego ojcem, bratem i potężnymi kotami spędzamy dni objadając się organicznym żarciem, słońcem i kulturą (to znaczy: napychamy się po uszy jedzeniem, prażymy na ulicach i uciekamy przed słońcem i kolibrami do darmowych muzeów i centrum sztuki). Za oknami kolibry, za kierownicami i garnkami dobroczyńcy.

Jak zwykle w ostatniej chwili decydujemy się zmienić trasę, żeby zahaczyć o Tiradentes, maleńkie historyczne miasteczko -  i to jest najlepsza z możliwych decyzji. Cały dzień takiej jazdy, o jakieś często tylko się marzy stojąc przy drodze; prędko i sprawnie, przyjemnie, z dzielonym jedzeniem, piosenkami i historiami, które z obu i dla obu stron są naprawdę interesujące. Ostatni kierowca zbacza z drogi, żeby razem z nami zwiedzić starówkę, po czym odstawia pod dom J. w większym mieście obok. "Większe miasto obok", Sao Joao del Rei, czyli całkiem przypadkowy przystanek, okazuje się nie tylko dużo piękniejsze i bardziej interesujące, niż ładne, ale maciupkie i turystyczne Tiradentes - przede wszystkim jest domem J. i jego wspaniałej rodziny. Najbardziej otwarci gospodarze. Najpiękniejsza dziewczyna. Najsłodszy pies. Najniesamowistsze auta. Najszerszy uśmiech. Tak  się kręcisz dookoła niego i chcesz mu ukraść życie.

I w tym rzecz, o to mi w Minas chodzi. O tę serdeczność, gościnność, o której się w Polsce mówi, ale której ze świecą by szukać. O te ignorowane miasta, w których czuję się swobodniej, niż w przepięknych metropoliach. O sterty owoców w cenie dla ludzi, ulice i parki dobre dla ludzi, o ludzi.

No hay comentarios:

Publicar un comentario