Etiquetas

2012/11/02

Więc co słyszałeś o favelach?

To, co widzisz z góry, wydaje się niemożliwe, potężne miasto nie może się przecież składać wyłącznie z faveli. Lądujesz, przyglądasz mu się z bliska, od środka: tak właśnie jest. Dzielnice biedy z rzadka przetkane wieżowcami, apartamentowce wyrastające znad ruin. Witaj w Salvadorze!

Iara zgarnia mnie z lotniska i wiezie prosto do jednej z nich. Wyobraź sobie mój wyraz twarzy, kiedy orientuję się, co się dzieje, kiedy w głowie mam ciągle to, czego się nasłuchałam w Europie: wchodzisz i umierasz, nikt nie wiem, ilu ludzi tam żyje, nikogo to nie interesuje, wszystko to tylko przemoc i syf.
Więc jedziemy prosto do jej mieszkania w środku faveli w Cabula i nie mogę być bardziej zaskoczona.

Jasne, że leźć tam samemu to nie jest najlepszy pomysł świata; że ze swoim drogim aparatem i białą skórą lepiej, żebyś trzymał się dzielnicy bogaczy (tej obleganej przez Europejczyków; tej, gdzie brytyjski cmentarz ma najlepszy widok w mieście); że te opowieście pewnie nie biorą się z niczego i czemuś może służą. Warto tylko pamiętać, że przestępczość przestępczością, ale wszyscy jesteśmy ludźmi, a podziały między nami i tak są już zbyt wyraźne.

Ona mieszka tutaj,od kiedy dostała pracę w lokalnej szkole. Na ulicach mijamy jej uczniów ze sztucznymi (?) diamentami w uszach, w markowych ciuchach często kradzionych na ulicy prosto z nosiciela (fajna bluzka; zdejmij i oddaj, teraz). Przez całą noc i cały dzień każdy dom i samochód ryczą muzyką. Wielkie głośniki w oknach i bagażnikach. Nawet, jeśli muzyka gdzieś nie gra, ulica i tak tańczy, wszystkie potrzebne dźwieki ma już w sobie.

To jest pewnie specyfika miasta - praktycznie nie da się nie być w faveli - ale naprawdę czuję się bezpiecznie (pominąwszy może drobny incydent w drodze na wylotówkę, kiedy postanawiam, że z tego miasta lepiej wyjadę autobusem). Turyści w Pelourinho sa jak wycięci z szablony, aż sama mam ochotę ich okraść: niesamowicie spasione, niesamowicie blade kreatury w strojach afrykańskich pionierów, z aparatami odbijającymi się od brzuchów i portfelami wystającymi (do czasu) z tylnych kieszeni, robią sobie zdjęcia z makietką tradycyjnych strojów,biorą od sprzedawców koralików kolejne szmury i dziwią się, kiedy ktos żąda zapłaty. W sklepikach w historycznym centrum manekiny są białe i otyle. Aż się prosi.

Więc może to jest kwestia tego, że to miasto jest specjalne, ale w większej części czuję się tak, jak pod gdańskimi falowcami czy na poznańskich Rybakach. Nie jestem stąd i prawa mam mniejsze, ale jest ok. Jeśli gdzieś gringos padają trupem po przekroczeniu granicy, to musi to być raczej daleko ode mnie.

Uważaj na plecak. W ogóle to najlepiej nic ze sobą nie bierz. Co jakiś czas oglądaj się za siebie. I nie bój się - wszystko jest w porządku.

No hay comentarios:

Publicar un comentario